niedziela, 12 lutego 2012

Trzy słowa Szymborskiej i kuchnia Nasierowskiej



Trzy słowa najdziwniejsze


Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,
pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.

Kiedy wymawiam słowo Cisza,
niszczę ją.

Kiedy wymawiam słowo NIC,
stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie.


Wislawa Szymborska  (1923-2012)

***********************************************

Witam z pozycji poziomej. Ponieważ moja bieżnia jeszcze nie za bardzo nadaje się do użytku, rzuciłam się na podłogę w celu zapoznania się z tajnikami pilates. Rezultat - po dwudziestu czterech godzinach koszmarny ból mięśnia, z którego istnienia nawet sobie nie zdawałam sprawy! Do zakwasów to ja tendencje mam od zawsze, niestety. No i trzeba przyznać rację mojej filmowej instruktorce, obiecywała, że ćwiczyć będę mięśnie położone głęboko, mięśnie, których nie znamy. Bingo niestety. Ale  z przyjemnością sobie dzisiaj poleżę, poczytam i pooglądam...

************************************************
Jeden z moich prezentów świątecznych to wznowione wydanie książki Fotografia Smaku Zofi Nasierowskiej i Janusza Majewskiego.
Jakże śliczny podtytuł - 24 obiady dla tych, którzy lubią i nie lubią przyjmować gości.

Zofia Nasierowska to znakomity polski fotograf, specjalizujący się głownie w fotografi gwiazd sceny i ekranu. Taka polska Annie Leibovitz. Skończyła łódzką filmówkę ale pozostała wierna fotografi, w której tajniki wprowadzał ją ojciec. Ona w tej książce gotuje.
Janusz Majewski, mąż Zofi, lwowiak, reżyser i scenarzysta (pamiętacie Królową Bonę, CK Dezerterzy  a ostatnio Małą Maturę ?). On opowiada.
Historia z gotowaniem w domu Majewskich zaczęła się jeszcze w latach 60/70 "socrealu", w ich mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, gdzie schodziła się artystyczna śmietanka stolicy a pani Zofia, na te okazje wyręczając gosposię w kuchni, karmiła wszystkich z autentyczną radością. Po latach przenieśli się na mazurską wieś nad jezioro Laśmiady i otworzyli tam niewielki pensjonat dający Zofi możliwości upustu jej gastronomicznej pasji.
W stronę ich mazurskiej chaty ciągnęli znani i nieznani aby rozkoszować się tobołkami ze szpinakiem, zrazami radziwiłłowskimi z kaszą czy karpiem a'la Marek Kondrat.  Uszami wyobrażni słyszę szczęk sztućców, wolne lanie się czerwonej nalewki do rżniętego kielicha, tąpnięcia dużego, drewnianego stołu,  radosne rozmowy i niekończący się śpiew świerszczy...

Dzisiaj pani Zofia już nie żyje, Morena zmieniła właścicieli i zmieniła także swój charakter. Pozostały książki.

Ta ułożona jest w formie 24 pełnych obiadów do których wprowadzają nas opowieści o ich histori, o produktach, całość uzupełniona rycinami rodem z gazet lat powojennych. Brakuje mi tutaj fotografi stołu i biesiadników, o których tak pięknie opowiadają, ale duet ten dokonał jeszcze kilka książek traktujących o gotowaniu - może tam znajdę to czego tutaj nie ma? Książkę o gotowaniu "czyta się"  przyżądzając poszczególne dania. U mnie na pierwszy ogień pójdą chyba te zrazy radziwiłłowskie podawane w miseczkach z chleba. O rezultatach doniosę...

(uwaga - WSTAJĘ - ałł, ałł, ałł, ale boli...)

2 komentarze:

  1. Aniu, przede wszystkim dziękuję za Twój komentarz, bo dzięki niemu do Ciebie trafiłam :)
    Ta książka pójdzie "na pierwszy ogień"!
    Pzdr Aniado
    Ps. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli dopisze Twój blog do listy moich ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń