Przywiozłam ją wraz z kilkoma kilogramami innych wracając z polskich wakacji.
Dorwałam jakimś sobotnim wieczorem i nie wypuściłam, aż skończyłam.
Mowa o książce Agnieszki Błotnickiej " Koniec wiosny w Lanckoronie"
Zgarnęłam z pólki w EMPIK-u tuż przed wyjazdem, zaintrygowana bodajże któtką pisemną rekomendacją jednego z pracowników. Książka lekka i dla mnie wielce na czasie: o odchudzaniu. Ale o odchudzaniu z przymrużeniem oka, nie za wszelką cenę i we wspaniałej okolicy. W Lanckoronie wlaśnie.
Frywolna , fantastycznie zastępuje Grocholę czy Kalicińską. Jest miłość, jest erotyka, jest dieta dukana, chociaż jej relligijne zwolenniczki na pewno nie zgodzą się z tym, że w fazie pierwszej można jeść kabanosy. Opisy ćwiczeń, że boki zrywać (np. ćwiczenia ujędrniające piersi polegają na przesuwaniu ściany w kierunki Kalwarii Zebrzydowskiej). Naprawde fajna, niezobowiązująca, nie zmuszająca do myślenia , ciepła lektura na jesienny wieczór. Zapewniam, że jeden wystarczy.
A teraz jeszcze coś o Lanckoronie. Nie wiedzialam, że takie cudeńko tak blisko Krakowa się uchowało i nie straciło jeszcze swojego specyficznego klimatu. Już wspisałam na listę " do zobaczenia".
Posłuchajcie i popatrzcie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz