Ostatni wieczór świątecznych wakacji. Święto Trzech Króli. Drzwi kredą naznaczone, szkoda, że w tutejszych kościołach nie rozdaje się paczuszek z ziołami, pamiętam z dzieciństwa ich słodkawo-duszący zapach.
W okolicy powoli gasną radosne światełka. My jeszcze świecimy. Prawosławni sąsiedzi dopiero dzisiaj zaczynają swoje świętowanie, przed ich domem mrok rozprasza biało-niebieska, radosna choinka.
Zimno. Siedzę przed kominkiem otulona kocem, w ręku ciepła herbata z miodem i cytryną. Napawam się resztkami ciszy i spokoju przed kolejnym, intensywnym rokiem. Jutro zaczniemy pracę, szkołę, codzienność zawita w nasze poświąteczne progi. Trzeba ją powitać radośnie, z błyskiem w oku i podniesionym czołem.
Chociaż tak bardzo nam się nie chce ;)
nie patrz na to tak, powroty do rutyny dnia codziennego też dobre, a potem znowu święta.
OdpowiedzUsuńJak by nie patrzeć, koniec świętowania jest zawsze nostalgiczny. Nie lubię rozbierania choinki, chowania świątecznych ozdób, wyjazdu znajomych. Ale szable w dłoń ;)
OdpowiedzUsuńJa choinkę już rozebrałam, światełka zewnętrzne znikną w sobotę, a ja już planuję jakie kwiatki posadzę w tym roku w donicach ogrodowych :-)
OdpowiedzUsuń