sobota, 3 grudnia 2011

Halny czyli Wielki Wiatr

I jego żniwo:
kolega córki na OIOMIe w stanie krytycznym
zerwane dachówki z mojego domu
wielkie drzewo przed domem ścięte wiatrem niczym piłą
wybita szyba w samochodzie
brak prądu (tutaj akurat było całkiem fajnie).
Dziekuję Bogu/Opatrzności, że nie musieliśmy jechać do szpitala, nasze straty są jedynie materialne...

Na obiad była mrożona pizza pieczona w piekarniku zasilanym generatorem.
Wiatr z gór, który wieje często, dostał siły potwora. W porywach dochodził do 166 kilometrow na godzinę.

2 komentarze:

  1. Współczuję bardzo, ale dobrze, że Wam nic się nie stało.....

    OdpowiedzUsuń
  2. Iza - dokładnie to samo czuję!
    Pierwszy raz w moim 43 letnim życiu byłam w prawdziwym stanie zagrożenia. Co prawda przeżyłam stan wojenny, ale wtedy to rodzice musieli się martwić...
    Wiatr był koszmarny, porywał wszystko co się dało...
    Jesteśmy cali i zdrowi...i to jest najważniejsze!

    OdpowiedzUsuń