Nie będę Wam pisała, że leci jak szalony, bo sami wiecie.
Staram się zapobiec jakoś temu szaleństwu, ale ciężko, ciężko...
Piątkowym wieczorem Młodsza zorganizowała wyjście na szkocki wieczór w Filharmonii - zwolniło na jakieś dwie godziny, nie powiem, ale już kiedy późną nocą wracałyśmy do domu, nagle przypomniała sobie, że może jeszcze zdążymy odebrać jej karnet narciarski, że właśnie trwa jakiś tam festyn i jeśli się pośpieszymy to nie trzeba będzie po kawałek papieru i zdjęcie wjeżdżać na górę. No i tym samym tymczasowe spowolnienie trafił szlag. Nacisnęłam na gaz.
W domu pobojowisko. Nie wiem czemu, ale szlag mnie trafia kiedy nie potrafię okiełznać domowych porządków. Może dlatego, że czuję wtedy w jakiś idiotycznie kretyński sposób swoją przegraną? Przegraną z psimi kłakami zwijającymi się w delikatne kłęby po kątach. Wszechświat zasuwa ostro do przodu kiedy jestem wkurzona. Całe szczęście w sobotę przyszła pani Jola i po wspólnym bieganiu ze szczotkami i odkurzaczami wrócił błogi spokój . Zwolniło...
Pogoda pochmurna, idzie deszcz ze śniegiem. Korzystając z resztek dnia przyczepiliśmy wieńce na okna. Pięć okien, pięć wieńców. Od razu bardziej świątecznie się zrobiło.
W oknach niektórych sąsiadów błyskają już choinki...
Jakie ładne wianki. Robione osobiście? U nas dekoracja o tej porze to tylko w sklepach no i na ulicach Traktu Królewskiego, już odpalona. Zwykle domy są dekorowane około tydzień przed świętami :-(, szkoda. Ja mam swoją dekorację już od soboty :-). Z tyłu domu przed oknem kuchennym rośnie srebrny świerk i monsz na moją prośbę zawiesił mi tam lampki. Jako, że kuchnia to moje ulubione pomieszczenie i przebywam tam większość czasu to i mam już tam atmosferę zbliżających się świąt. A z ulicy nikt tego nie widzi.
OdpowiedzUsuńFajnie tak się napawać atmosferą, prawda? Bo najmilsze jest właśnie to oczekiwanie na święta.
OdpowiedzUsuńWianki kupne, nie cierpię na nadmiar czasu niestety :)