Powaliło mnie na okres weekendu. Powoli wygrzebuję się, wracając na świąteczne tory z dwudniowym, nieplanowanym opóźnieniem.
Aura już typowo świąteczna. Dzisiaj zapowiadają kolejne opady...i tak już przez następne dwa miesiące :)
Bombki i sople dekorują nasze drzewko.
W oczekiwaniu na mrozy...
to jeszcze nie macie mrozów? Dobrze, że się wygrzebujesz.
OdpowiedzUsuńNaprawdę rzadko choruję tak naprawdę, ale tym razem mnie rozłożyło. Jest już dużo lepiej, dzisiaj szlajam się po domu pokrzykując na domowników i kisząc kapustę - mam nadzieję, że się zakisi na świąteczny bigos...
OdpowiedzUsuńA mrozy to my tutaj mamy nieczęsto i wcale nie takie wielkie - nocami potrafi spaść, ale w ciągu dnia pustynne słońce nadrabia nocne straty :)
U nas już jakby "po zimie". Mam nadzieję, że mimo poślizgu z wszystkim sobie poradzisz.
OdpowiedzUsuńU mnie w domu też wirusy się rozszalały...kiedyś z mężem stwierdziliśmy , że dziecięce choroby musimy po prostu wpisać w plan przedświątecznego tygodnia...tak się jakoś składa , że wtedy ich wszystkich "rozkłada"...
OdpowiedzUsuńMałe dzieci to ciągłe choróbska - moje już nie są takie małe, także powala nas sporadycznie (na szczęście). Ania - narobiłaś mi straszliwego smaka na tą rybę po grecku :)
OdpowiedzUsuń